piątek, 12 grudnia 2014

Przez Kamienicki Grzbiet Gór Izerskich. Część I.


01.XII.2014: Górzyniec - Gaik - Jastrzębiec - Kopań - Kozia Szyja - Kopaniec

 

Pierwszy poranny autobus do Górzyńca. Poniedziałek. W środku atmosfera nieco ożywiona i radosna, kontrastująca z mroźnym spokojem pierwszej grudniowej nocy. Tematem przewodnim jest dzień darmowych przejazdów w jeleniogórskim MZK, odbywający się z okazji pierwszego dnia miesiąca. Przy mijaniu kolejnych szpalerów bilbordów wyborczych, powraca temat wczorajszego głosowania. Na dalszym planie - sprawa niejakiej Marysi, której jednemu z pasażerów bardzo szkoda, o czym ze starannością informuje kolejno dosiadających znajomych z pracy. Gremium dysputantów rośnie w miarę zbliżania się autobusu do celu. W końcu milknie, osiągając ostatni przystanek. Chwilę jeszcze warkot silnika rozbrzmiewa w ciemności, aby po chwili ustąpić spokojnemu szeptaniu Małej Kamiennej.
Do świtu jeszcze prawie dwie godziny. Odbijając z pętli na zachód, zostawiam za sobą skąpe oświetlenie budzącej się do życia osady i zanurzam się w ciemność lasu. Po kilkunastu minutach spaceru żwirową drogą docieram do wiaduktu kolejowego pod Wrzosówką. Na jego granitowym  murze znajduję w świetle latarki cztery okazałe kępy zimozielonej paproci - zanokcicy skalnej i obumarłe na zimę kępki paprotnicy kruchej. Oba te gatunki są niezbyt częstymi paprociami naskalnymi, charakterystycznymi dla zbiorowisk szczelinowych; poza górami występują raczej rzadko, głównie na starych murach.
Spod wiaduktu kieruję się historyczną drogą na Wilcze Płóczki (Wolfsseifenweg), pnącą się z wolna w górę, w kierunku masywu Gaika i Jastrzębca. Droga ta wiedzie przez nieco zagadkowe miejsce o nazwie „Sarnia Nóżka” (Rehbrüchel). Nazwa ta za czasów niemieckich odnosiła się do obfitującej w źródliska dolinki strumienia, rozciągającej się pomiędzy górami Gaik i Kozia Szyja. Po wojnie została (najpewniej omyłkowo) przypisana do bliżej nieokreślonego rozdroża.
Idąc przez ten podmokły, lekko puszczański obszar, mijam śródleśne luki po wykrotach, drobne źródliska porośnięte torfowcami i turzycą odległokłosą oraz strumienie, w spokojniejszych miejscach zamarłe pod przykryciem cienkiej tafli lodu. Zbliżający się świt rzuca subtelne, blade światło na otaczający mnie las. Dopiero teraz zauważam, że zarówno droga, jak i drzewa bielą się, mimo że śnieg jeszcze nie spadł. Grubym osadem szadzi pokryte są starannie nawet najcieńsze gałązki świerków oraz całe runo. Odpadające z koron kryształki zamarzniętej mgły oprószyły  drogę, tak że miejscami faktycznie wygląda, jakby obsypana śniegiem. Zarówno siedlisko jak i pora doby jest odpowiednia dla głosowej aktywności sóweczki. Zaczynam wabić, trochę bez przekonania, bo od wyjścia z autobusu nie słyszałem nawet puszczyka, a w grudniową noc sóweczki odzywają się dość przypadkowo.  Po kilkuminutowym braku efektu zaczynam naśladować głos włochatki, dla której miejsce wydaje się równie odpowiednie. Po kilku wygwizdanych przeze mnie frazach, absolutną ciszę uśpionego lasu rozdziera przenikliwe kwilenie rozbudzonego bielika... Skutecznie zbija mnie to z tropu, bo sytuacja ta wydaje mi się jednocześnie nieprawdopodobna, zaskakująca jak i zabawna. Bielik odzywa się jeszcze kilka razy, chyba nieznacznie zmieniając miejsce, a w międzyczasie ja uruchamiam dyktafon. By zachęcić mojego „rozmówcę”, powtarzam jeszcze kilkakrotnie pohukiwanie włochatki i kwilenie, które przed chwilą wydawał. Po jednej odpowiedzi orła następuje cisza. Znany jest fakt, że bielik wydaje głos od razu po przebudzeniu, jeszcze przed świtem. Bardziej zaskoczyło mnie to, że zdarzenie to ma miejsce w grudniu, przynajmniej o miesiąc za wcześnie na rozpoczęcie przez te ptaki godów.
Gniazdo bielika w Górach Izerskich jest prawdopodobnie najwyżej położonym stanowiskiem tego gatunku w Polsce, jak i w Środkowej Europie. Odkryte zostało w 2004 roku nieopodal Antoniowa (ponad 4 km od miejsca, w którym się znajdowałem). Jest drugim przypadkiem gniazdowania tego orła w polskich górach (pierwsze były Karkonosze). Myślę, że spotkany przeze mnie ptak należał właśnie do tej lęgowej pary.
Mimo zaskoczenia jakie przyniosło ze sobą spotkanie z bielikiem, nie ono stało się największą ptasią niespodzianką dzisiejszej wycieczki. Nie minęły dwie minuty od chwili gdy orzeł ucichł i nie zdecydowałem się jeszcze na wyłączenie dyktafonu, a we wznoszącej się ponad mną świerczynie rozniósł się miękkim echem gwizd sóweczki. A za nim – głos kolejnej... O ile krzyczący w grudniową noc orzeł mieścił się jeszcze w granicach mojego zrozumienia przypadkowości zdarzeń, to dwa samce sóweczki, nawołujące praktycznie w jednym miejscu, były ponad jakiekolwiek oczekiwania. Zimowe stwierdzenia tego gatunku nie mają większego znaczenia dla poznania jego rozmieszczenia, gdyż w okresie tym ptaki mogą oddalać się od swoich rewirów lęgowych w poszukiwaniu łatwiej dostępnego pokarmu. Terytorializm jest zapewne słabiej zaznaczony, ale o grupowym występowaniu nie ma mowy. Tłumaczę sobie, że może ten fragment lasu jest na tyle zasobny, żeby mogło w nim przebywać kilka sóweczek w czasie zimowego koczowania. Bardzo możliwe, że były to młode, tegoroczne samce, które dopiero będą zajmować własne rewiry lęgowe. Zresztą jeden z głosów – ten który odezwał się później, był oddalony od pierwszego, choć dochodził z tego samego kierunku. Mogło zdarzyć się tak, że dwa samce właśnie dowiedziały się o swoim sąsiedztwie i ich intensywne nawoływania miały za zadanie odpędzić konkurenta. Było to drugie w moim życiu spotkanie z sóweczką, tak więc już na początku, zanim zdążył nastać świt, dzień był bardzo udany.

Docieram pod południowe stoki Gaika – do dawnego miejsca płukania złota i poszukiwania drogich kamieni przez Walonów, zwanego Złotą Jamą (wraz ze znajdującymi się na jej wschodnim krańcu Wilczymi Płóczkami). Odbijam  z Drogi Paśnikowej, która zamiast na szczyt góry chce poprowadzić mnie w dół lub na Kozią Szyję. Pnąc się do góry przez wysoką, świetlistą świerczynę napotykam na kilka nieoznaczonych na mapach ścieżek opasujących górę. Pod szczytem wchodzę w niższy las liściasty z przewagą brzozy i domieszką buka. Spod kobierca opadłych liści wyglądają gdzieniegdzie fragmenty skał. Na samym szczycie – młoda świerczyna, a w niej zaciszna, mała polanka z większym kamieniem pośrodku – idealne miejsce na papierosa i kilka łyków kawy.
Południowe zbocza Gaika




Pod szczytem Gaika
Przez zalesiony wierch Gaika przebiega leśna droga z Kopańca (Koziej Szyi) do rozdroża przy dawnej leśniczówce Baraki (Hochstein). Po krótkim przejściu wśród młodników znajduję się na szczycie Jastrzębca. Dopiero tutaj spotykam drobne ptaki śpiewające – sikory sosnówki i pełzacze leśne, zapamiętale uwijające się między świerkami w poszukiwaniu pokarmu. Nie zwracają na mnie uwagi i dają obserwować się z bardzo bliska. W czasie tak mroźnego i krótkiego zimowego dnia, ich jedynym zmartwieniem jest to, by znaleźć taką ilość pokarmu, ażeby energii starczyło na przetrwanie długiej nocy.


Na szczycie Jastrzębca

Schodząc z Jastrzębca, skręcam na północ w stronę leśnej uprawy. W pogodny dzień musi rozciągać się stąd piękna panorama na Pogórze Izerskie i Kaczawskie. Dzisiejsza mgła przysłania ten widok, nie odbierając jednak wyzwalającego tchnienia górskiej przestrzeni. Uprawy są ogrodzone, lecz nieco powyżej ambony znajduje się przejście między nimi, wymagające tylko przeciśnięcia się przez nieszczelne grodzenie. Wchodząc znów w wysoki bór, natrafiam na pokaźną skałę znajdującą się na północnym zboczu Jastrzębca. Wspinając się na nią znajduję trzy kępki paprotnicy kruchej oraz kilka osobników innej paproci - cienistki trójkątnej. Również z tego miejsca, przy dobrej widoczności, widok musi być urzekający. W przeciwieństwie do poprzedniego punktu, rozciąga się on w kierunku zachodnim. 
Uprawy leśne na północnym zboczu Jastrzębca
Skałki pod Jastrzębcem

Widok ze skałek

Podążam dalej wzdłuż zbocza Jastrzębca w kierunku góry Kopań. Mijam przy tym ciekawe, puszczańskie fragmenty lasu, o zróżnicowanej strukturze, z rozproszonymi starymi świerkami i bogatym podszyciem złożonym ze świerka, buka i brzozy. Kolejne wymarzone miejsce dla najmniejszych krajowych sów - zarówno dla sóweczki, jak i włochatki.
Puszczański fragment lasu na północnym stoku Gaika

Droga na Kopań
Zahaczając o szczyt Kopania, kieruję się wzdłuż „Górskich Łąk” (Berg Wiesen) na Kozią Szyję, ukazującą zamgloną panoramę pogórzy. Miejsce to jest dla mnie szczególnie ważne, ze względu na wyjątkowo cenne łąki, ciągnące się od szczytu, aż do podnóży góry. Miałem okazje dokładnie zbadać je pod kontem botanicznym w roku 2011 i stały się pierwszym fragmentem Gór Izerskich, który tak bardzo urzekł mnie swoją przyrodą. Ich wartość jest nie do przecenienia i moim zdaniem w pełni zasługują na objęcie ochroną, najlepiej rezerwatową (w przyszłości poświęcę im odrębny wpis). Punkt widokowy na Koziej Szyi to również miejsce, z którego co niektórzy zobaczyli perspektywy na „ożywienie” turystyki w rejonie Kopańca poprzez wybudowanie na tych właśnie łąkach wyciągu i nartostrady wraz z całą infrastrukturą i zabudową rekreacyjną. Głównym argumentem był... brak podobnych atrakcji w skali gminy (!) Stara Kamienica. Na szczęście, wygląda na to, że tym razem wąskie „administracyjne” myślenie ustąpiło wartościom wyższej kultury duchowej i widmo, które z Koziej Szyi wzniosło się nad tym górskim klejnotem, zostało, przynajmniej na jakiś czas, oddalone.

Szczyt góry Kopań
Na Koziej Szyi
Z Koziej Szyi kieruję się asfaltową drogą w dół Kopańca. Pod szczytem góry mijam ruiny dawnych gospodarstw z resztkami przysłupowych chałup. W tych pozostawionych przyrodzie murach zagościli teraz nowi mieszkańcy, może bardziej odporni na trudy życia pod wierchem. Na kamiennych ścianach wyrosły gdzieniegdzie paprotki zwyczajne, a starą, przysypaną piwniczkę zasiedliły jaskiniowe stworzenia – pająk sieciarz jaskiniowy i ćma szczerbówka ksieni, której osobniki schroniły się tu by przetrwać zimę. Nawet ściany i sklepienie obrosły osobliwymi, rosnącymi w dół grzybami. Jedna z chałup zachowała się jeszcze wraz z częścią przysłupową, wszystkimi ścianami i dachem. W czasie złej pogody lub potrzebie noclegu jej piwniczka może zaoferować schronienie wędrowcowi. Na szczególną uwagę zasługuje okazała lipa drobnolistna rosnąca na terenie dawnej posesji. Jej pierśnica wynosi 380 cm, co nadaje jej wymiary pomnikowe (które dla tego gatunku wynoszą 314 cm). Z tego, co mi wiadomo, w całej gminie Stara Kamienica znajduje się aktualnie tylko jedno drzewo uznane za pomnik przyrody.

Ruiny chałup przysłupowych
Sieciarz jaskiniowy
Szczerbówka ksieni


Osobliwe grzyby na sklepieniu piwniczki

Paprotka zwyczajna na murze opuszczonego domu

Lipa drobnolistna o pomnikowych wymiarach (380 cm pierśnicy)
Niszczejąca chałupa przysłupowa
Łąka pokryta szadzią, wygląda jakby w grudniu zakwitła ponownie
 Schodząc niżej zagłębiam się w kulturowy krajobraz Kopańca. Przejście „od natury do kultury” jest w tym wypadku niezwykle przyjemne, ponieważ wieś ta jest bardzo urokliwa i spójna, zarówno pod względem budownictwa jak i wtopienia się w otaczający górski krajobraz. Jej luźny łańcuch wspina się wysoko, prawie po szczyt Koziej Szyi. Domostwa są zadbane, a wiele przysłupowych chałup zostało odrestaurowanych. Daje się wyczuć umiłowanie mieszkańców do własnej wsi, szacunek do jej historii i otoczenia. Nawet niektóre stare elementy zabytkowych budynków, znajdujące się na posesjach, zostały wykorzystane np. jako brama wjazdowa do gospodarstwa. Domostwa przyozdobione są oryginalnymi tabliczkami numerowymi, a mieszkańcy prześcigają się w pomysłach, zachowując przy tym umiar i nie popadając w groteskę. Rzuca mi się w oczy tabliczka z numerem domu ułożonym z ceramicznej mozaiki lub inna, wykonana na wyciętym plastrze z pnia drzewa, albo szczególnie ciekawa tabliczka przy galerii, przyczepiona do małego kamienia młyńskiego. Zachowano również pamiątki przeszłości, wśród których wyróżniają się stare, niemieckie słupy ogłoszeniowe. W ostatnich latach wypełniono w nich ubytki i odmalowano. Zmiana krajobrazu wiejskiego, jaką niesie duch czasu jest tu wyraźnie odczuwalna – Kopaniec bynajmniej nie jest skansenem, ale rozwijającą się wioską. Jednak rozwijającą się w sposób przemyślany, gdzie liczy się jakość zmiany, a nie zmiana sama w sobie. Wrażenia tego nie psują nawet, lub tylko w niewielkim stopniu, zupełnie nie przystające do całości, nowoczesne domki z obowiązkowymi kolumnami, jakie znajdziemy szczególnie w dolnej części osady. W kwestii zadbania o oblicze wsi jest tutaj z pewnością jeszcze wiele do zrobienia, jednak ważny jest widoczny pozytywny kierunek tych działań. Kierunek, który łatwo mógłby być  odwrócony, jak to miało miejsce w przypadku wielu górskich miejscowości, których głównym motorem rozwoju stały się przetrawione zarazą komercji, zwyrodniałe odmiany turystyki. Dawniejsi osadnicy wznosili swoje górskie chałupy z materiałów, które ziemia urodziła w jej najbliższej okolicy, przez co niejako wsie wyrastały z przyrody, pozostając z nią w naturalnym pojednaniu. Mimo ówczesnych trudów życia, gdzieś w ludzkiej naturze tliły się żywo uczucia, rozbudzane przez piękno otaczającego krajobrazu. Znajdywało to odzwierciedlenie nawet w starannym zdobieniu ubogich chałup, na których szczytach układano łupki w misterne wzory. Kopaniec ma to szczęście, że w dobie dwudziestowiecznych ułatwień, znaleźli się w nim ludzie, którzy potrafili to piękno dostrzec i docenić. I oby w przyszłości, jeśli zajdzie taka potrzeba, potrafili przedłożyć je ponad  pozorne korzyści płynące z rozwoju zbanalizowanych form turystyki, które już wielokrotnie potrafiły, za odpowiednią zapłatą, zamknąć oczy i serca na piękno Lica Ziemi. Piękno, którego cena w naszych sercach jest przecież wielokrotnie wyższa, a zapłata za nie – czysto idealna.


Chałupa przysłupowa ze zdobionym szczytem
Zabytkowy słup ogłoszeniowy


Jedna z oryginalnych tabliczek numerowych